Jedna idea, jedna pasja, wielu ludzi...

Ponad 40 tysięcy zadowolonych klientów

ORŁY TURYSTYKI 2020 - Ocena 9.8/10 w oparciu o opinie klientów

Powrót na stronę główną biura podróży.
biuro@matteotravel.pl
Rzeszów, ul. Władysława Reymonta 12a

Wspomnienia, Ziemia Święta

5. Betfage i Pater Noster

autor: Teresa Kaciuba

Dzień 4 (wtorek – 14.01.2020 r.)

Prawie już tradycyjnie – pobudka rano o 6.00.  Spaliśmy tak twardo, że nawet nie słyszeliśmy śpiewu muezina. Ale przed wyznaczoną godziną alertu, byliśmy już na nogach. Zapowiadał się intensywny dzień. Trochę dłużej przetrzymała nas granica, ponieważ utworzyła się dość długa kolejka, a z dróg dojazdowych „wpychały” się inne pojazdy. Każdy przechodził kontrolę, więc to musiało trwać. Kierowcom też czasem puszczały nerwy i dochodziło do ostrej wymiany zdań. Na szczęście nie rozumieliśmy słów, ale po gestach i mimice wnioskowaliśmy, że nie należały do eleganckich. Podziwiałam opanowanie kierowcy naszego autokaru, który zachowywał spokój (przynajmniej na zewnątrz). Kiedy wreszcie znaleźliśmy się po drugiej stronie, skierowaliśmy się do Betfage. Tam mieliśmy zamówioną godzinę w kaplicy na odprawienie Mszy św. Kaplica upamiętnia  miejsce skąd Pan Jezus wjechał na osiołku do Jerozolimy. Kiedyś była to wioska, dziś teren ten wchodzi w skład Jerozolimy. Znajduje się tu też punkt widokowy na Betanię. Podczas Mszy św. miałam zaszczyt czytać I czytanie, II – p. Maria, a siostra Barbara śpiewała psalm. Ksiądz Maciej nawiązał w rozważaniu do wydarzeń, które miały tu miejsce przeszło  dwa tysiące lat temu. Jak ludzie (tamci)odczytują wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy?
Otóż nadają temu dużą rangę. Uznają Jezusa za syna Dawida (mimo, że minęło 14 pokoleń. Dawid urodził się w Betlejem. Józef był z rodu Dawida i musiał tam pójść, żeby „dać się zapisać”).  „Witaj synu Dawida” – wołają.  Uznają  tym powiedzeniem Mesjasza w osobie Jezusa. Inaczej do tego podchodzili faryzeusze. Wg. nich Mesjasz, to król bogaty, który dopiero miał przyjść i założyć królestwo. Jaka jest reakcja tłumu? Ludzie cieszą się teraz, ale za tydzień być może ci sami ludzie zawołają „na krzyż”. Jezus nie przeciwstawia się temu entuzjazmowi i odbiera tytuły jakie mu przypisują. Jezus wysyła uczniów po osiołka. Wskazuje, gdzie apostołowie go znajdą. Mówi im, żeby w razie potrzeby użyli argumentu, że „Pan go potrzebuje”. Znaczy to, że Jezus był tu znany i nie można było Mu odmówić. Podobnie rzecz się miała z Paschą. Jezus posłał apostołów:” Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: "Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski: u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami"”
Kościół w Betfage swój ostateczny kształt przyjął w 1954 r. Znajduje się tu m. in. malowidło przedstawiające Marię i Martę, które szły tędy i spotkały Jezusa. Wewnątrz leży kamień, uważany wg. tradycji za ten, na którym Jezus oparł stopę wsiadając na osiołka. Kamień zdobią freski, przestawiające wydarzenia związane z wjazdem Jezusa do Jerozolimy. Obecnie w Niedzielę Palmową wyrusza procesja z Betfage do Jerozolimy. U nas w Niedzielę Palmową czytana jest Męka Pańska. „Jezus przyjął postać sługi”. Służebność należy wiązać z motywem wolności. Jezus przeszedł wszystkie ludzkie procesy (radość, ból – męka  i śmierć). Należy poszukać tego w Bogu i tylko w Bogu, nigdzie indziej tego nie znajdziemy, i przyjąć do siebie.
Kościół Pater Noster – zbudowany został na ruinach groty, gdzie wiele razy zatrzymywał się Jezus wraz z apostołami (prowadziła tędy droga z Betanii i Betfage do Jerozolimy, którą Jezus często przemierzał). Jest to jedno z trzech miejsc, w którym przebywała św. Helena i wybudowała tu bazylikę nazwaną Eleona (nazwa pochodzi od gaju oliwnego, który był wokół). Została ona zniszczona w VII w. Ściany współczesnego kościoła zdobią tabliczki z płytek ceramicznych ze słowami modlitwy Ojcze nasz w ponad 100 językach. Są dwie tabliczki w języku polskim (w tym jedna w kaszubskim). Tabliczka w j. polskim pochodzi z 1943 r. i została ufundowana przez żołnierzy z armii gen. Andersa. Drugą tablicę ufundowali w 1998 r. żołnierze polskiego kontyngentu sił ONZ, którzy stacjonowali w pobliżu, chcąc ratować ślad polskości, który został mocno naruszony przez czas. Pierwszą tablicę przewieziono do Polski i znalazła ona swoje miejsce w Warszawie w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Niestety 10.04. 2010 r. spadła ze ściany. Odrestaurowana różni się nieco od pierwowzoru.
To w tej  grocie wg tradycji Jezus nauczył apostołów modlitwy Ojcze nasz. Czy  rzeczywiście tu? – wg wierzeń -tak. Ale np. św. Mateusz mówi, że miało to miejsce na górze Tabor. Apostołowie poprosili Jezusa, aby nauczył ich się modlić. Jezus nie przymuszał ich, nie uczył na siłę, ale swoim zachowaniem, czynem i przykładem spowodował, że apostołowie sami zapragnęli się modlić. My też odmówiliśmy wspólnie Modlitwę Pańską.  Znalazły się również osoby, które znały tekst i wypowiedziały go po włosku, angielsku i niemiecku.
Ks. Maciej zwrócił naszą uwagę na to, jak wyznawcy poszczególnych religii zabiegają o miejsca związane z pobytem Pana Jezusa, dążąc, by znajdowały się właśnie na terenie przez nich administrowanym. I tak np. w pobliżu kościoła Pater Noster stoi meczet. Wewnątrz znajduje się kamień z odciśnięta stopą. Wyznawcy islamu uważają, że ślad ten zostawił  Jezus wstępując do nieba. W kościele prawosławnym natomiast jest kamień z odciskiem drugiej stopy, też rzekomo należącej do Jezusa. Jeśliby tak było w istocie, to Jezus musiałby mieć rozkrok 40 m.
 

5. Betfage i Pater Noster

4. Betania, miejsce chrztu i Morze Martwe

autor: Teresa Kaciuba

Dzień 3 (poniedziałek – 13.01.2020 r.)

Kolejny dzień. O 7.50 wyjechaliśmy spod hotelu. Skierowaliśmy się do Betanii. Tu znajdował się dom Marty, Marii i Łazarza. Jezus często tu bywał. Nocował. Łazarz był jego przyjacielem. Obok grobu Łazarza (wg tradycji ) znajduje się kościół. Ma kształt krzyża jerozolimskiego (równe ramiona) pochodzi z początków XX w. Zaprojektowany został przez Antonia Barluzziego. Wiadomo, że w V w. był już tu kult Łazarza. Pisali o tym św. Hieronim i św. Euzebiusz. Wewnątrz znajdują się obrazy (mozaiki), które upamiętniają czyny Pana Jezusa w Betanii. Jednym z nich jest wskrzeszenie Łazarza. Jezus  wskrzesił Łazarza i pokazał tym czynem chwałę Bożą. Postać, która wyszła z grobowca, to na pewno Łazarz – poznali go. Jest coś jeszcze: skoro Łazarz wrócił, to znaczy, że miał skąd wracać – z innego świata. Jezus łączy te dwa światy. Jest panem obu. Łazarz musiał zatem umrzeć jeszcze drugi raz. Ale już nie bał się śmierci. Nikogo też nią nie straszył – nie ma na ten temat żadnych przekazów. Kiedy Jezus przybył do Betanii, Maria usiadła obok Niego:  namaściła mu nogi olejkiem i otarła swoimi włosami. Wtedy odezwał się Judasz stwierdzając, że olejek ten jest bardzo drogi (można dostać za niego 300  denarów, czyli tyle ile wynosi przeciętna roczna wypłata). Lepiej by więc go  sprzedać, a uzyskane w ten sposób pieniądze rozdać ubogim. Jezus odpowiedział na to: „ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. To namaszczenie było tez zapowiedzią namaszczenia Jezusa po śmierci. Jezus pochwalił Marię, że usiadła przy nim. Stąd i my  winniśmy kierować się w życiu zasadą: ”gdzie Bóg, tam ja.” Betania pokazuje postawy ludzkie, dokonuje połączenia między dwoma światami, porusza kwestię wolności. Betania przywitała nas piękną, słoneczną pogodą. Odpoczęliśmy trochę na ławeczce, podziwiając kwitnące krzewy.  U nas zima – szaro, tu też co prawda zima, ale taka trochę inna. W okolicy autokaru czekała na nas egzotyczna atrakcja – wielbłąd. Za 5 dolarów, można było na niego wsiąść i ujechać kilka metrów. Ponieważ co niektórzy są strachliwi (myślę o sobie), to zadowolili się fotką obok wielbłąda za „one dollar”. Ale znaleźli się również „poskramiacze” zwierząt i własnego strachu, którzy nie przepuścili takiej okazji  i z radosnym okrzykiem sadowili się na wielbłądzie, zmieniając trochę ton tego okrzyku, gdy wielbłąd wstawał.  Trudno było opędzić się od sprzedających różności, którzy wchodzili za nami do autokaru proponując pocztówki z Jerozolimy, różańce, zakładki – a wszystko po  „one dollar”. Nawet po polsku potrafili czasem coś powiedzieć. Stamtąd ruszyliśmy w kierunku kanionu Wadi Quelt. Jadąc podziwialiśmy krajobraz. Wokół Pustynia Judzka. Teraz była zielona, ale od kwietnia, kiedy wzrasta temperatura, wszystko usycha. Mijaliśmy też piękne, bogate osiedla żydowskie (akcja osiedleńcza na terenie Autonomii Palestyńskiej) i skromne, kontrastujące z nimi arabskie. Autokar zatrzymał się na czymś w rodzaju parkingu, a my ujrzeliśmy przed sobą wzniesienie. Jego szczyt wieńczył krzyż. Wspięliśmy się tam i oczom naszym ukazała się dolina, jedyna tutaj zielona przez cały rok. Za nią ujrzeliśmy „przyklejony” do skały klasztor Jerzego Koziby. Sprawiał wrażenie jakby został wykuty w skale. Ten mnich Koziba (czy Kosiba) prawdopodobnie przybył  w te strony z Cypru i został przeorem klasztoru. Jedna z legend głosi, ze obronił klasztor przed najazdem Persów. W pewnym momencie zauważyliśmy, że mamy towarzystwo. To Beduini, którzy dosłownie wciskali nam swoje towary. Jeden z nich coś tam mówiąc z prędkością błyskawicy i mocno gestykulując, zawiązał nam na głowie chustki. No cóż - chustka przymierzona, potrzebna czy nie, znaczy sprzedana - trzeba było zachować się honorowo i uiścić 5 dolarów. Dobiliśmy jeszcze targu: kupujemy, ale robimy wspólne zdjęcie. Nie było problemu. Powiedziałabym, że zgoda wyrażona z widocznym zadowoleniem i szerokim uśmiechem. Trudno było również przejść obojętnie obok małego chłopca (ok. 10 lat), który też handlował. A że wyglądał jak „siedem nieszczęść razem wziętych” kupowaliśmy od niego różne drobnostki. Panie obdarowały go jeszcze słodyczami i inną „spożywką” - czym która mogła. Na koniec kubek soku ze świeżo wyciskanych granatów uzupełnił naszą energię i wyzwolił chęć dalszego podróżowania. A przed nami leżało najstarsze miasto świata – Jerycho. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed sklepem za miastem. Właściciel wybiegł ze środka i serdecznie zapraszał nas na zakupy. Jak tu nie skorzystać z takiego szczerego zaproszenia? A to wszystko wiąże się z czasem. Na zewnątrz też znajdowały się stragany, głównie z owocami. Więc jeszcze jeden kubek soku z granatów, kilka fig, fotka ze sprzedawcą – i w drogę. Przed nami rozciągał się widok na  Qarantal - Górę Kuszenia. (Nie wiadomo jednak na pewno, czy to ta góra, mówi o niej tylko tradycja). Mogliśmy wjechać kolejka linową do Klasztoru Kuszenia, ale zgodziliśmy się z księdzem Maciejem, że to bez sensu. Pogoda była bardzo ładna, więc ruszyliśmy piechotą i dotarliśmy na miejsce bez problemu.   Tu poza połową góry usytuowany jest klasztor prawosławny (powiewa flaga grecka), który podobnie jak klasztor Jerzego Koziby, sprawia wrażenie, że zwiesza się z półki skalnej. Wrażenie robi niesamowite. Przeszliśmy przez wąski korytarz, którego jedną ściana była po prostu skała. Po drugiej stronie kilka drzwi (zamkniętych) i wyjście na balkonik, skąd rozciąga się widok na górę. Weszliśmy również do groty, która przypominała kaplicę. Nazwa  Qarantal  oznacza czterdzieści. To tutaj Pan Jezus pościł przez 40 dni i był kuszony przez szatana. 40 to liczba, która ma bogatą symbolikę. Mojżesz przebywał na górze Synaj przez 40 dni, zanim otrzymał 10 Przykazań, Izraelici wędrowali przez 40 lat przez pustynię. Z góry Nebo  (która jest naprzeciwko góry Kuszenia), Mojżesz widział Jerycho i Ziemię Obiecaną  - Kanaan. Nie dane mu było jednak do niej wejść. Zmarł na górze Nebo. Jozue z Izraelitami poszli do Jerycha. Zawarli umowę z pewną kobietą (lekkich obyczajów, bo mieszkała za miastem)że im pomoże, oni zaś po zdobyciu miasta nie zrobią krzywdy jej i jej bliskim. Tak też się stało. Nie jednak odgłos trąb, w które dęli Izraelici obchodząc miasto- zburzył mury Jerycha. Zostało ono  po prostu zdobyte. W Jerychu Jezus bywał wielokrotnie. Miasto leżało blisko Jerozolimy, na skrzyżowaniu dróg z Galilei i Persji. Wszyscy tędy chodzili do Jerozolimy. Omijali Samarię – nie lubili się z jej mieszkańcami i woleli unikać niebezpieczeństwa. Tu znajduje się sykomora. To właśnie na sykomorę wspiął się Zacheusz, aby zobaczyć przechodzącego Jezusa. Ewangelia mówi, że był to człowiek niskiego wzrostu, zwierzchnik celników, znienawidzony przez ludzi. Nikt nie był mu życzliwy, nikt nie pozwoliłby mu wejść do swego domu. Ale on też, tak jak inni, chciał widzieć Jezusa. Pan Jezus powiedział, aby zszedł z drzewa, bo chce u niego spożyć ucztę. Po raz pierwszy ktoś zobaczył w Zacheuszu człowieka. Pod wpływem tego spotkania  Zacheusz zmienia się. Rozdaje część swego majątku ubogim, wynagradza poczwórnie tych, których skrzywdził. Sykomora rośnie w Jerychu do dzisiaj. Ale nie jest tą Zacheusza, to znów tylko tradycja. Przejechaliśmy obok, podziwiając to drzewo z okien autokaru. W dodatku rozpadał się deszcz i nie bardzo mieliśmy ochotę moknąć. Naszym celem był teraz Kacar El Jahud – prawdziwe miejsce chrztu Pana Jezusa.
Jechaliśmy szosą,  po obu stronach ciągnęła się pustynia - sam piasek w dodatku zasieki z drutu kolczastego i napis, że teren zaminowany. Wywołało to dziwne uczucie- może nie strachu, ale jakiejś niepewności. Szczęśliwie dotarliśmy na miejsce. Na parkingu przeszliśmy obok budynku wojskowego, samochodów wojskowych i kilku uzbrojonych żołnierzy. Teraz widok był zupełnie inny już. Przed nami wiła się rzeka Jordan (niezbyt czysta). Wokół dużo zieleni. Wysokie palmy. Przez rzekę przebiega granica z Jordanią. Ponieważ pogoda się wyklarowała, przejrzystość była dobra, widzieliśmy piękną panoramę (nie wiem czy prawobrzeżnej czy lewobrzeżnej) Jordanii. Zeszliśmy niżej, na taki szeroki deptak i tam odnowiliśmy swój chrzest. Odbyło się to w ten sposób, że podchodziliśmy kolejno, a ksiądz Witold polewał nasze głowy wodą z Jordanu, wypowiadając przy tym słowa: „Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna I Ducha św. Amen”.
Po sesji zdjęciowej i zachłyśnięciu się urokiem tego miejsca, przyszedł czas na chwilę refleksji. Usiedliśmy pod czymś w rodzaju wiaty i wsłuchaliśmy się w słowa księdza Macieja. W tym miejscu głosił naukę św. Jan. Dlaczego właśnie tu?  Otóż św. Jan wybrał to miejsce ze względów strategicznych, wszyscy bowiem tamtędy przechodzili. A więc zatrzymywali się, odpoczywali i słuchali. Jan ubrany był w skórę wielbłąda. Jadł szarańczę i miód z daktyli (nie tai jaki robią pszczoły). To co mówił wcielał w życie. Tutaj też przyszedł Jezus, aby dać się ochrzcić. Naszą uwagę zwróciła dość liczna grupa. Ci ludzie (w różnym wieku) ubrani w białe szaty zanurzali się całkowicie w wodzie (razem z głową). Wypowiadali    przy tym jakieś słowa- pewnie modlitwy i śpiewali.
Stamtąd pojechaliśmy nad Morze Martwe. Pogoda się wyklarowała, przygrzewało słoneczko, nie chciało się wierzyć, że jest środek zimy.  Mieliśmy do dyspozycji prywatną plażę na czas 2,5 godz. Teren wokół pięknie zagospodarowany: palmy , kwiaty, ławeczki ….. . Ale najpierw skierowaliśmy się do przebieralni. Każdy miał ze sobą strój kąpielowy i buty typu trampki. Jak się później okazało, były one zbawienne, gdyż trudno było stanąć bosą nogą w morzu pełnym grudek soli, żeby nie zranić stopy. Aha – przed wejściem na plażę „leżakował” wielbłąd – można było skorzystać z jego usług i popróbować jazdy na jego grzbiecie  – oczywiście za określoną opłatą. Nie wiem, czy ktoś z naszej grupy dosiadał wielbłąda, gdyż zapakowaliśmy swoje ubrania do toreb i poszliśmy na plażę. Okazało się, że nie wszyscy chcieli czy mogli zażywać kąpieli wodnej, więc automatycznie stali się strażnikami naszych rzeczy, które złożyliśmy obok nich. No i do morza! Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej i głębiej. Z podziwem i odrobiną zazdrości patrzyłam na tych, którzy swobodnie unosili się na falach leżąc jedynie i nie wykonując żadnych ruchów. Woda utrzymywała ich na powierzchni. I tu z pomocą przyszli nam panowie, a właściwie jeden – nasz Rysio. Całkiem po prostu poinstruował  nas i położył na wodzie. Nie powiem, żebym się nie bala, bo w ogóle gdy wchodzę do wody, to ona nie ma prawa sięgać mi powyżej kolan. A położyć się na wodzie? – to wyczyn niemal na światową skalę. Ale dokonałam tego – oczywiście nie samodzielnie. Nie tylko ja jedna, więcej było takich jak ja strachów. Powiem, że to bardzo miłe doświadczenie być unoszonym przez wodę. Ale odetchnęłam spokojnie dopiero wtedy, kiedy ponownie twardo stanęłam na nogach. Potem było trochę jak u dzieci – smarowanie się błotem (ma to wiele zalet – odmładza ponoć!) bieganie po wodzie i zbieranie grudek soli. A wszystko z okrzykami radości. Dobrze, że w widocznym miejscu był zegar, bo jakoś straciliśmy poczucie czasu. Ale zdyscyplinowanie ważna sprawa!  Z odrobiną niedosytu  i z grudką soli na pamiątkę  opuszczaliśmy to urocze miejsce.  
Mieliśmy jeszcze dotrzeć do Qumran. Z okien autokaru przyjrzeliśmy się widokowi na groty, w których znaleziono zwoje Pisma św. Zwoje te (chodzi o Stary Testament) znajdują się obecnie w Jerozolimie. Odkrycia dokonał przypadkowo w1947 r. jeden z Beduinów, który szukał zaginionej kozy. Rzucił kamieniem i do jego uszu  dotarł dziwny dźwięk. Okazało się, że kamień uderzył o dzban. To właśnie w dzbanach znajdowały się zwoje ze skóry zapisane pismem starohebrajskim. Wyjął więc część  z nich i zaniósł na targ. Kupił je handlarz staroci. Przeczuwał on, że może to być coś wartościowego i nie mylił się. Poszedł z nimi do profesora Uniwersytetu Hebrajskiego, który stwierdził, że są to wyjątkowo cenne znaleziska. A datuje się je na ok. II -I wiek przed Chrystusem. Połknąwszy taka dawkę  niesamowitych informacji, pojechaliśmy już prosto do Betlejem na obiadokolację i nocleg.
 

4. Betania, miejsce chrztu i Morze Martwe

3. Bazylika Zaśnięcia i Wieczernik

autor: Teresa Kaciuba

W drodze na Syjon

Z Yad Vashem skierowaliśmy się na Syjon. Tam odwiedziliśmy Bazylię Zaśnięcia NMP. A właśnie - Ksiądz Maciej zadał nam takie pytanie: Czy Maryja umarła? Chwila ciszy. Każdy zbierał myśli. A potem: Nie, nie umarła, zasnęła. Pomyślałam, że jako człowiek musiała umrzeć, więc chyba tak się stało. No dobrze. Po chwili kolejne pytanie od księdza: A co z ciałem? Odpowiedź wydawała się prosta: z duszą i ciałem została wzięta do nieba. Kolejne pytanie: A po co w niebie ciało?. I tu już polegliśmy. Wyjaśnienie jest następujące: Tak. Maryja zmarła (nawet na Kalwarii 15 sierpnia idzie się  z figurą Maryi za rzekę – to jest właśnie pogrzeb Matki Najświętszej.)Została wzięta do nieba, ale nie z ludzkim ciałem. Niebo to świat duchowy, tam ciało w naszym rozumieniu nie jest potrzebne. Chodzi  o inny rodzaj ciała Maryja stała się prekursorem nas. Nasze dusze w dniu ostatecznym połączą się z ciałami. Ale to nie będą te ciała, które teraz mamy. W Bazylice Zaśnięcia NMP na Syjonie w podziemiach znajdują się 2 obrazy. Jeden przedstawia Maryję, a po obu jej stronach apostołów. Drugi bardzo plastycznie ukazuje scenę Wniebowzięcia. Matka Najświętsza zostaje wzięta do nieba, ale ciało zostaje. W krypcie natomiast widać leżącą figurę Maryi, która symbolizuje zaśnięcie Matki Bożej.
Do Jerozolimy wjeżdża się przez Dolinę Gehenny. Nie ma tam żadnych zabudowań. Według wierzeń tam właśnie przebywał pogański bóg Moloch, któremu na ofiarę składano dzieci (palono je żywcem). Stąd ta nazwa. Ona też symbolizuje jakby piekło. Posiada kilka warstw, z których najwyższa jest Szeol. Później wyrzucano tam śmieci i różne odpadki i palono je. Zostawiano także ciała martwych zwierząt, wrzucano po śmierci ciała złoczyńców, gdyż  uważano, że są niegodni zmartwychwstania. Dolina jest rozległa i ciągnie się m.in. wzdłuż murów miasta. Widzieliśmy ją z okien autokaru. Kiedy wysiedliśmy, skierowaliśmy nasze  kroki w kierunku Wieczernika. Nie wspomniałam jeszcze,  a  to istotne,  że każdy z nas otrzymał radyjko i słuchawkę, by mieć dobry odbiór treści, które przekazywał przewodnik – czyli ksiądz Maciej.
Budynek, w którym znajduje się Wieczernik, wg. tradycji należał do rodziny św. Marka Ewangelisty. Jest on świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Wieczernik to miejsce, gdzie Pan Jezus spożył z apostołami Paschę (Pascha – to wielkie święto żydowskie obchodzone na pamiątkę wyjścia Żydów z Egiptu) i  ustanowił Eucharystię. Do dnia dzisiejszego Kapłan podczas Mszy św. cytuje Pana Jezusa mówiąc: ”Bierzcie i jedzcie….” Co to znaczy? To, że chleb przeistoczył się w ciało Pana Jezusa. (Apostołowie wtedy zupełnie tego nie rozumieli). To znaczy, że chleb w smaku i w wyglądzie pozostaje taki sam, taki jaki był, ale nie jest to już chleb, tylko Ciało Pana Jezusa. Tak jest, jeśli wierzymy. Jest to kwestia wiary. Pan Jezus tak uczynił, aby dłużej z nami pozostać na ziemi. Spożywamy Jego Ciało – po prostu jemy je. Pan Jezus tak uczynił, gdyż tak chciał. Objawił nam Swoja wolę, a my powinniśmy się do niej stosować. W Wieczerniku rozegrała się tez sprawa Judasza. On nie był zdrajcą w naszym rozumieniu. Nie możemy go więc tak potępiać. Judasz był skarbnikiem Apostołów. Pieniądze to jego wrażliwy punkt. Lubił je mieć i gromadzić. Żydzi nie powiedzieli mu o swoich planach względem Jezusa. Pismo św. o tym nie wspomina. Zapytali tylko Judasza, czy wskaże Jezusa, jeśli mu (tj. Judaszowi) zapłacą. Powiedział, że tak. Nie miał pojęcia, że to się skończy pojmaniem i śmiercią. Gdyby wiedział, prawdopodobnie nie zdradziłby. A pieniądze były potrzebne. Kiedy do Judasza dotarło, co się stało, nie wytrzymał tego i odebrał sobie życie. Pan Jezus podczas wieczerzy prowokacyjnie powiedział” Jeden z was mnie wyda”. Oni  mówili” „Chyba nie ja Panie”. Pan Jezus na to: „Ten, który ze mną zanurza ręce w misie.” Ale na nikogo konkretnego nie wskazał. .Ręce zanurzali wszyscy Apostołowie, bo taki był zwyczaj. Judasz wyszedł. Pan Jezus powiedział do niego jeszcze: „co masz czynić – czyń”, ale Apostołowie tego nie zrozumieli. Po ukrzyżowaniu i śmierci pana Jezusa, Apostołowie jeszcze przez 50 dni przebywali w Wieczerniku (po 10 dniach było Wniebowstąpienie)  50 dnia po śmierci - miało miejsce zesłanie Ducha św. Stało się to w Wieczerniku. Apostołowie usłyszeli szum (czyli ruch powietrza, bo jak inaczej poczuć ducha?), ukazały się języki ognia i spoczęły na każdym z Apostołów. Wtedy stali się silni, już się nie bali. Wyszli z Wieczernika i zaczęli nauczać – wszystko rozumieli. Wszystko im się ułożyło. Pierwszy wyszedł Piotr. Piotr też przyszedł tu, po uwolnieniu go z więzienia przez anioła. O Wieczernik toczą spór Żydzi, gdyż  pod spodem jest grób Dawida, Arabowie – bo przez wiele lat mieli w tym miejscu swój meczet (wcześniej wypędzili Żydów), Chrześcijanie – ponieważ tu Jezus ustanowił Eucharystię. Spór postanowiło rozstrzygnąć państwo. Wieczernik nie jest obecnie świątynią. Nikt nie odprawia tam modłów. Jedynie Jan Paweł II odprawił tam Mszę św. podczas swojej wizyty (taki postawił warunek). W części dolnej Wieczernika znajduje się grób króla Dawida (nie jest to jednak do końca pewne). Znajduje się tam sarkofag, a Żydzi przychodzą i modlą się przez cały rok (tańczą, śpiewają). Dawid był II królem. Przed nim był Saul, a po nim Salomon. To właśnie Dawid przeniósł  Arkę Przymierza do Jerozolimy. W tym czasie kiedy podchodziliśmy do sarkofagu, grupa Żydów – sami mężczyźni rzecz jasna - śpiewała i klaskała w dłonie za wysokim parawanem.
Po wyjściu z Wieczernika pojechaliśmy do naszego hotelu. Betlejem leży na terenie Autonomii Palestyńskiej i choć to blisko od Jerozolimy, to już inne państwo i trzeba przekroczyć granicę. Z tego co było nam wiadomo i co widzieliśmy na własne oczy, kontrole ze strony izraelskiej były bardzo skrupulatne. Ale pielgrzymów traktowali ulgowo. Za każdym razem jednak uzbrojony żołnierz izraelski – wyglądał na takiego ciut starszego nastolatka – wchodził do autokaru i zadawał kilka pytań. Odpowiadał ksiądz Maciej albo kierowca, bo my raczej po rosyjsku prędzej byśmy się dogadali niż po angielsku. Ale wszystko bardzo grzecznie. Nie chciał nawet żadnych dokumentów. Każdy z nas był oczywiście „oznakowany” pomarańczowym identyfikatorem. Kiedy autokar zatrzymał się przed sklepem z „suwenirami”, zaczęło się prawdziwe zakupowe szaleństwo. Różance, krzyżyki, kadzidełka tudzież inne dewocjonalia, które ledwie mieściły się w reklamówkach. Obsługa trzeba przyznać bardzo miła i sprawna. Ale jak tyle ludzi wpadło do sklepu, oprócz nas jeszcze jedna grupa, to i ci sprzedawcy ledwie nadążali. Nawet częstowali nas kawą i winem – tak po łyku, do spróbowania w malutkich kubeczkach. Kiedy już wszyscy nasycili się zakupami, pozostało nasycić jeszcze żołądki. Obiadokolacja czekała na nas o 18.00. Tak jak poprzednio duży wybór. Krótko mówiąc smacznie, zdrowo i przyjemnie. Stwierdziłyśmy z Agatą i Anią, że o tak przyzwoitej wieczornej porze możemy pójść jeszcze na spacer. Może uda nam się dotrzeć do Bazylika Narodzenia? Podsunęłyśmy  pomysł Dorocie i Ryśkowi. Wiedzieliśmy, że wyjścia indywidualne nie wchodzą w grę, najlepiej gdy idzie się grupą i jest w niej mężczyzna. Poszliśmy. Wiał wiatr i zrobiło się już chłodno. Droga, którą wybraliśmy, wydawała się nam właściwa i była nią  - jak się potem okazało. Jednak o zmroku wszystko wygląda trochę inaczej niż za dnia, a jeszcze gdy zaczyna działać wyobraźnia …. Ulica była dość wąska, większość sprzedawców zamknęła już swoje sklepy i zrobiło się jakoś ponuro. Wokół leżało pełno śmieci, fruwały papiery. Dochodziły odgłosy pokrzykiwania, i głośna wymiana zdań. Jechały samochody, leciała głośna muzyka. W pewnym momencie ulica rozwidlała się i widać było ciemny wlot, ani jednej latarni. Do Bazyliki chyba taka droga nie prowadzi…. Zawróciliśmy. Dopiero później okazało się, że właśnie tą drogą należało iść.
 

3. Bazylika Zaśnięcia i Wieczernik

2. Pierwsze wrażenia, Ein Karem i Yad Vashem

autor: Teresa Kaciuba

Dzień 2 (niedziela – 12.01.2020 r.)

Rankiem o godzinie 5.00 obudził nas jakiś śpiew rozlegający się po całym Betlejem. Pytające spojrzenia …. i dopiero po chwili olśnienie - przecież jesteśmy na terenie Autonomii Palestyńskiej. Kraj arabski. A więc to głos muezina, który wzywa wiernych do modlitwy. Czyni to 5 razy w ciągu dnia: przed wschodem słońca, w południe, po południu, po zachodzie słońca i w nocy. Głos był bardzo wyraźny - zapewne rozchodził się przez mikrofon i głośniki. Po chwili konsternacji  zapadłyśmy jeszcze w drzemkę, którą o 6.00 przerwał dzwonek telefonu. Pobudka! Ksiądz Maciej wolał się upewnić, że wszyscy na  czas wstaną i nie trzeba będzie na nikogo czekać. (Wcześniej wspomniał, żeby podnosząc słuchawkę telefonu wypowiedzieć słowa: salam alejkum co w tłumaczeniu znaczy "pokój wam".  Na śniadaniu stawiliśmy się o 7.00, a 40 minut później siedzieliśmy wszyscyw autokarze. Samodyscyplina była tutaj konieczna, bo przy tak licznej grupie, każdy musiał przestrzegać ustalonych zasad, by uniknąć niepotrzebnych spięć. I trzeba  przyznać, że wszyscy wykazali się odpowiedzialnością, nie zdarzyło się bowiem, by ktoś naruszył dyscyplinę czasową. Wyjechaliśmy zatem spod hotelu zgodnie z planem w kierunku Pola Pasterzy. To tu pasterze (byli to Beduini, nie pastuszkowie, jak to sobie wyobrażamy), którzy wypasali w okolicy owce i mieli widzenie (może był to sen?). Objawił im się Anioł i kazał im pójść do Betlejem, gdyż tam narodził się Zbawiciel. „Chwała Pańska zewsząd ich otoczyła”- czytamy w Ewangelii. Co to znaczy? Nie ma takich słów, które mogłyby to opisać. Pasterze czuli , że dzieje się coś wzniosłego, ale nie sposób to wyrazić. Jednak w relacji, którą przekazywali, są wiarygodni, wszyscy bowiem mówili to samo. W grocie na Polu Pasterzy uczestniczyliśmy we Mszy św. odprawianej przez Księdza Witolda i Ks. Macieja, który również rozważał Słowo Boże. Natomiast I czytanie odczytałam ja, II - pani Ania, siostra Barbara śpiewała psalm.  Można powiedzieć że śpiewy podczas wszystkich Mszy św. należały do s. Barbary. Warto jeszcze dodać, że grotą opiekują się Franciszkanie francuscy. Obok znajdują się ruiny klasztoru z okresu bizantyjskiego. W pobliżu stoi  kaplica  Excelsis Deo” z połowy XX w. zaprojektowana przez Antonio Barluzziego. W centrum  widać niewielki ołtarz, a na ścianach sceny z Ewangelii: ukazanie się aniołów, pasterze w drodze do Betlejem oraz adoracja Dzieciątka Jezus. Przez kopułę świątyni wlewa się do wewnątrz strumień światła. Ma ono przypominać światło, które oświeciło pasterzy.  Na kopule widnieją figury aniołów i napis: Gloria in altissimis Deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis –  czyli Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, których sobie upodobał. Wokół rosną widoczne z daleka wysokie pinie, Jest też fontanna z rzeźbą przedstawiającą św. Franciszka z Asyżu w otoczeniu zwierząt.      
Po wspólnej Mszy św. i „sesji zdjęciowej” skierowaliśmy się ku Ein Karem. Po drodze minęliśmy źródełko Maryi. Mówi o nim tylko tradycja. Wg. niej Maryja nabierała tam wodę i  to tam właśnie miały się spotkać Maryja z Elżbietą, obie już będąc przy nadziei. Do Kościoła Nawiedzenia św. Elżbiety idzie się pod górę. Ma on 2 poziomy. Jeden to ten, który upamiętnia przybycie Maryi do swojej kuzynki. Elżbieta ukrywała się tu, prawdopodobnie przed ludzką ciekawością i złośliwością, bo była uważna za niepłodną, co w tamtych czasach było dla kobiety tragedią. W dodatku osiągnęła już podeszły wiek i spodziewała się dziecka, to z kolei stanowiło dodatkowy powód do plotek. Zaraz po Zwiastowaniu Maryja z pośpiechem poszła w góry do Elżbiety i Zachariasza -pisze św. Łukasz. Sama, pieszo, będąc już w stanie błogosławionym przebyła drogę liczącą ok. 130 km. Kościół został zaprojektowany przez włoskiego architekta Antonio Barluzziego (jak większość świątyń w Ziemi św.) Tam też znajdują się malowidła – freski przedstawiające Zachariasza - męża Elżbiety, spotkanie Maryi z Elżbietą i rzeź niewiniątek. W części dolnej widać studnię, z niej prawdopodobnie korzystali Zachariasz i Elżbieta. Na zewnątrz znajduje się dziedziniec z drzewami gdzie na ceramicznych tablicach widnieje tekst Magnifikat w 50 językach  - w tym po polsku i kaszubsku.
Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela – świątynia znajdowała się w remoncie. Została wzniesiona pod koniec XIX w. na gruzach kościoła z V w. zburzonego dwukrotnie przez muzułmanów, odbudowanego przez krzyżowców. Wewnątrz kościoła znajduje się grota, która przez tradycję uznawana jest za miejsce narodzin św. Jana. Na dziedzińcu, który jest bardzo podobny do dziedzińca Kościoła Nawiedzenia znajdują się tablice w 24 językach z tekstem   pieśni dziękczynnej Benedictus   odmawianej przez Zachariasza po narodzinach Jana Chrzciciela. Kiedy bowiem św. Jan urodził się, jego ojciec Zachariasz odzyskał mowę. Dokonując obrzędu obrzezania nazwał dziecię Jan. Napisał: Jan będzie mu na imię (a zgodnie z tradycją żydowską syn powinien otrzymać imię po ojcu czyli Zachariasz.)
Stamtąd udaliśmy się do Jerozolimy do Yad Vashem – Muzeum Holokaustu. Termin te zaczerpnięty z Księgi Izajasza oznacza dosłownie „imię/pomnik i pamięć”. Nie sposób było zobaczyć wszystko, zwłaszcza, że cześć terenu została zamknięta ze względu na mające odbyć się tam obchody 75 rocznicy wyzwolenia nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau i Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. (uroczystość bardzo kontrowersyjna, której organizatorem był Mosze Kantor, oligarcha i polityk, sojusznik prezydenta Rosji, Władimira Putina. Prezydent Andrzej Duda odmówił wzięcia udziału, ponieważ nie udzielono mu głosu). Instytut usytuowany jest na Wzgórzu Herzla (twórcy syjonizmu  i w efekcie państwa Izrael). Obejrzeliśmy makietę, znajdującą się wewnątrz budynku głównego, żeby mieć wyobrażenie gdzie i co się znajduje. Stamtąd też dostrzegliśmy wagon towarowy stojący jakby na urwanym wiadukcie. Pełni on rolę pomnika. Wagon ten, którym przewożono Żydów do obozów zgłady, przekazał Instytutowi Lech Wałęsa. Potem weszliśmy do Sali imion – Pomnika Pamięci Dzieci. Wrażenie niesamowite. Wewnątrz jest ciemno. Idąc trzymaliśmy się poręczy. Widać mnóstwo małych światełek (taki efekt dają płomyki 2 zapalonych świec, które odbijają się w lustrach i zwielokrotniają efekt świateł). Słychać też głos, który podaje imiona, nazwiska, wiek i kraj pochodzenia dziecka. Po ochłonięciu oczom naszym ukazał się kolejny pomnik-bardzo prosty i surowy jednocześnie. Przypominał komin. Powstrzymam się tu od komentarza. Przeszliśmy następnie Aleją Sprawiedliwych, zatrzymując się obok drzewka oliwnego poświęconego Irenie Sendlerowej. W sumie upamiętnionych zostało ok, 6 tys. Polaków-to też o czymś świadczy.     Widzieliśmy pomnik Janusza Korczaka z dziećmi. Wszystko to robi przejmujące wrażenie i wprost krzyczy  (bo że mówi to za mało) wskazując na okropieństwa wojny. Można powiedzieć tylko za Z. Nałkowską: „Ludzie ludziom zgotowali ten los” Ale dlaczego tak postępowali ludzie? Tego się nie da zrozumieć. Na takim placyku przed wejściem do budynku widzieliśmy grupę młodych ludzi w mundurach. Było ich sporo. Ułożyliśmy swoją ideologię, że to mobilizacja, w związku z atakami na bazy USA w Iraku. Nasze media podały, że Izrael postawił swoje wojsko w stan gotowości.

2. Pierwsze wrażenia, Ein Karem i Yad Vashem

1. Podróż do Ziemi Świętej

autor: Teresa Kaciuba

Marzenia o pielgrzymce i ich spełnienie - dzień 1

Pielgrzymka do Ziemi Świętej – to czas wyjątkowy, można powiedzieć „dany” nielicznym. Dotąd mogłam jedynie wyobrazić sobie miejsca związane z życiem i nauczaniem Pana Jezusa, słuchając słów z Ewangelii, czy oglądając filmy o tematyce religijnej, których akcja rozgrywała się właśnie Tam. Wydawało mi się, że wyjazd do miejsc, które upamiętniają ślady Jezusa, jest poza moim zasięgiem. Nie brałam tego nawet pod uwagę. Wszystko zmieniło się, gdy ks. Witek zamieścił informację (w sierpniu), że poszukuje chętnych na pielgrzymkę do Ziemi Św. W jednej chwili niemożliwe stało się możliwym. Jeden telefon, kilka SMS-ów  dwa spotkania z przedstawicielami biura Matteo Travel i data wyjazdu, a właściwie wylotu, zaczęła się przybliżać. Oczywiście należało dopiąć formalności, zaopatrzyć się w potrzebne rzeczy, ale co najbardziej istotne – nastawić się odpowiednio psychicznie. Na kilka dni przed planowaną datą wylotu pojawił się problem natury politycznej. Okazało się, jak podały nasze media, że Iran zaatakował bazy USA w Iraku i Izrael postawił swoje wojska w stan gotowości bojowej. Lecieć zatem, czy lepiej zostać w domu? Chyba każdy z uczestników stawiał sobie takie pytanie. Wyobrażam sobie, czego doświadczali w tych dniach pracownicy biura Matteo Travel. Linia telefoniczna była z pewnością gorąca. A pani Kasia i pani Ania cierpliwie i łagodnie tłumaczyły, że są w posiadaniu bieżących informacji z Betlejem, Jerozolimy i innych miejsc, które są bezpieczne i nic nie zagraża pielgrzymom. Zaufaliśmy. Powierzając wszystko Bożej Opatrzności, wyruszyliśmy do Ziemi świętej, by choć w części przemierzyć ścieżki, którymi przechodził nasz Zbawiciel.

 

Dzień 1 (sobota – 11.01.2020 r.)

Pierwszy dzień to czas podróży i zainstalowania się na miejscu. Gdy okazało się, że z jakichś względów nie możemy lecieć z lotniska w Jasionce tylko z Balic w Krakowie, Matteo Travel w ramach ceny zorganizował nam dowóz i odwóz na miejsce. Autokar zbierał nas zaczynając od najdalej położonych Ustrzyk Dolnych. Kolejne przystanki to Przemyśl i Jarosław. Wsiadałyśmy z Agatą i Anią, jako jedne z ostatnich w Jarosławiu zamykając tym samym listę uczestników. Pani Kasia z Matteo sprawdziła jeszcze dla pewności, czy wszyscy, którzy mieli jechać, są na pokładzie autokaru i ruszyliśmy zgodnie z planem o 6.15. Pani Kasia wręczyła każdemu  śpiewnik i identyfikator w kolorze pomarańczowym. One miały ułatwić nam kontakt ze sobą, na razie wzrokowy, bo przecież nie znaliśmy się oraz przejście przez kontrole na lotniskach. Udzieliła również wskazówek jak poruszać się na lotnisku i jaką postawę przyjąć w trakcie kontroli. Drogę do Krakowa pokonaliśmy w czasie ok. 3 godzin.
Na lotnisku w Balicach skierowaliśmy pierwsze kroki do Kaplicy. Oprócz naszej grupy doszły jeszcze dwie inne - również z diecezji przemyskiej. Wspólnie uczestniczyliśmy we Mszy św.  którą odprawiał ks. Witold i ks. Maciej - jak się później okazało nasz przewodnik. Funkcję ministranta sprawował p. Marcin – przewodnik jednej z grup. Stosując się do udzielnych wskazówek (p. Kasi i ks. Macieja) stanęliśmy w kolejce do odprawy bagażu. Wiedzieliśmy że bagaż główny ma się zmieścić w 20 kg, a podręczny w 5 kg. Poszło sprawie, choć była to szczegółowa kontrola przeprowadzana przez izraelski Mosad. Każdy był pytany o to kto organizuje wyjazd, skąd dowiedział się o takim wyjeździe, czy zna kogoś w Izraelu, czy ma dla kogoś tam mieszkającego jakąś przesyłkę, czy zamierza tam zostać. Oczywiście odpowiadaliśmy zgodnie z prawdą. Bagaż przeszedł, otrzymaliśmy karty pokładowe. Można było nawet poprosić o miejsca obok siebie, jeżeli ktoś miał takie życzenie. Została kontrola bagażu podręcznego i osobista. Emocje już trochę opadły i na spokojnie przeszliśmy i to. Do odlotu zostało ok.1.5 godz. więc po rozejrzeniu się po strefie bezcłowej, usiedliśmy przy kawie. Na 0,5 godz. przed stawiliśmy się przy odpowiednim wejściu. Po kontroli paszportów – bacznie obserwowani przez izraelskich członków Mosad zajęliśmy swoje miejsca w samolocie  Izraelskich Linii Lotniczych (ok.170 osób: oprócz nas - pomarańczowych, grupa niebieskich i grupa białych). Wystartowaliśmy coś po 13.00. Lot trwał ok.3,5 godziny. W trakcie dokarmili nas kanapkami na ciepło i napoili wg życzenia wodą lub colą. W Tel Avivie na lotniku czekały na nas autobusy, które dowiozły nas do budynku głównego lotniska. Tam jeszcze każdy przeszedł kontrolę paszportową i otrzymał wizę turystyczną. Po czym przeszliśmy na parking i zapakowaliśmy się do autokaru. To był ten nasz, którym mieliśmy przemieszczać się w czasie całej pielgrzymki. Zajęliśmy miejsca. Trochę  czasu zajęło nam uporanie się z walizkami przy wkładaniu ich do bagażnika, więc wsiadałyśmy na końcu. Agata znalazła miejsce w okolicach środka, a Ania dwa z przodu za kierowcą. Usiadłyśmy tam obie. Ks. Maciej poprosił byśmy już tak zostali do końca pielgrzymki i nie zmieniali miejsc. Na dworze zrobiło się już ciemno. Ruszyliśmy w kierunku Betlejem. Tam bowiem w „Star Hotel” mieliśmy przewidzianych 5 noclegów. Kiedy po przeszło godzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce, było już późno. W recepcji odebraliśmy klucze do pokoi i windą wjechaliśmy na swoje piętra. Nasze było siódme. Nad nami znajdowała się restauracja. Przeszklone od połowy ściany umożliwiały wspaniały widok na miasto. By posiłek przebiegał sprawnie,  hotel nastawiony na grupy pielgrzymkowe, stoły zostały oznakowane serwetkami w kolorze identyfikatorów każdej z grup. Nasze były pomarańczowe. Posiłki – śniadania i obiadokolacje w formie bufetu, czy jak kto woli szwedzkiego stołu. Jedzenie bardzo dobre, różnorodne i sycące. Smaczne zupki. Dużo warzyw. Nie zdarzyło się, by kiedyś czegoś brakło. Specjalnie dla pielgrzymów herbata, bo kawa to norma. Chyba nikt nie mógłby powiedzieć, że  wyszedł z restauracji głodny. Obsługa sprawna i sympatyczna. W pokojach też wszystko co potrzeba. Wyposażenie proste, skromne, ale w pełni wystarczające. Ręczniki wymieniane każdego dnia. Początkowo dawał się odczuć chłód, ale po uruchomieniu klimatyzacji (zasługa w tym Ani, która przywołała gościa z obsługi i na migi wyjaśniła mu o co chodzi) druga noc i kolejne były już znacznie cieplejsze. Hotel posiadał dobre położenie. Stąd niedaleko było bo około 10 minut spacerem do Bazyliki Bożego Narodzenia i takiego w naszym rozumieniu rynku, stanowiącego centrum miasta. Przy recepcji mieścił się bar i część wypoczynkowa. Tu też wieczorem, dzienne godziny przeznaczone były na zwiedzanie,  kto chciał, mógł spędzić czas. W recepcji na zmianę  starszy pan ,może właściciel, i trochę młodszy służyli pomocą, a w każdym razie uśmiechem. Nie widziałam kobiet, które obsługiwałyby hotelowych gości. Ale to pewnie wynika z innej kultury. Obok naszego hotelu znajdował się sklepik z pamiątkami prowadzony przez Palestyńczyka, który znał język polski i można się było z nim dogadać, a nawet płacić w złotówkach. Nieco niżej, dosłownie kilka metrów prosperował spory sklep samoobsługowy z różnorodnym asortymentem. Sprzedawca Palestyńczyk też bardzo miły. Nawet bez znajomości języka angielskiego  zaplanowane zakupy były tu możliwe do zrealizowania.

1. Podróż do Ziemi Świętej

Jezioro Galilejskie, Tabgha, Kafarnaum, powrót

autor - s. Józefa Talarczyk

Na północy Izraela

Piątek 1.03.2019 r. Po śniadaniu udaliśmy się nad Jezioro Galilejskie. W ciszy serca pomyślałam przez chwilę, czy uda mi się swoją stopą stanąć na chwile na miejscu, w którym 2000 lat temu stanął mój Zbawiciel – Jezus Chrystus. Miejsca bardzo ciepłe i bliskie sercu pełne zieleni i urokliwych widoków.  Po drodze ks. Przewodnik wskazał nam miejsce klęski krzyżowców.
Następnie udaliśmy się na Górę Błogosławieństw, gdzie znajduje się niewielka świątynia, która jest darem narodu włoskiego. Według tradycji bizantyjskiej na tym wzgórzu Chrystus wypowiedział 8 błogosławieństw. Tu tu zobaczyłam obraz tak bliski mi od dzieciństwa: Pana Jezusa nauczającego. Potem odbyliśmy sympatyczny rejs po Jeziorze Galilejskim umilony elementami polskimi tj. wciąganiem flagi biało-czerwonej na maszt i odśpiewaniem hymnu narodowego. Po rejsie był posiłek, tradycyjna ryba Piotra. O godz. 14 udaliśmy się do kaplicy Prymatu na Mszę Świętą. Istnienie tej kaplicy jest związane z nadaniem Piotrowi przez Jezusa władzy pasterskiej czyli prymatu.  (J 21, 15-19)
Tabgha to miejsce gdzie tradycja chrześcijańska z czasów bizantyjskich umiejscowiła przy tych źródłach cud rozmnożenia chleba.  (Mt 14,13-21)
Mieliśmy tez okazję zobaczyć Magdalę. Następnie udaliśmy się do Kafarnaum, które stało się centrum nauczania Jezusa i Jego miastem (Mt 9,1,4). Tutaj Jezus nauczał w synagodze i zdumiewali się Jego nauką. Tu dokonał wielu cudów i uzdrowień, np. wskrzeszenie córki Jaira. (Mt 9,8). Kulminacyjnym momentem działalności Jezusa w Kafarnaum było kazanie o Chlebie, który z nieba zstąpił (J 6,26-59) wygłoszone w synagodze. Po tym kazaniu z powodu niewiary wielu uczniów wycofało się. Pozostało przy Nim dwunastu. Zwiedzaliśmy też ruiny synagogi. W okolicach Kafarmaun znajduje się Korozaim i Betsaida, które były adresatem Chrystusowego "biada" z powodu zatwardziałości i niewiary mieszkańców. (Mt 11,20).
W Tyberiadzie zwiedzaliśmy katolicki Kościół Piotra Rybaka. W tym kościele jest kopia statuy z bazyliki watykańskiej oraz cenne polonikom – pomnik miast polskich, z których pochodzili żołnierze drugiego korpusu (fundatorzy pomnika, który projektował T. Zieliński). Stąd udaliśmy się do Nazaretu by zwiedzić Bazylikę Zwiastowania. Bazylikę stanowią dwa kościoły. Dolny z grotą Zwiastowania i górny dedykowany Maryi – Matce Słowa, które stało się Ciałem. Podeszliśmy też do Kościoła św. Józefa ale był już zamknięty.
Przy kościele św. Józefa – żywiciela jest tablica pamiątkowa żołnierzy drugiego korpusu zakwaterowanych w Nazarecie podczas II wojny światowej w gmachu szkoły zawodowej księży Salezjanów. Podeszliśmy też do groty i źródełka Matki Bożej. Dzięki Opatrzności Bożej nikt z pielgrzymów nie zachorował. Pielgrzymi wspólnie dbali o siebie jak w dużej kochającej się rodzinie. Po powrocie do hotelu udaliśmy się na obiadokolację o ostatnią noc pobytu w ziemi Chrystusa. Noc była krótka, bo już o północy udaliśmy się na lotnisko do Tel Awiw, by zdać bagaże przed odlotem do Polski. O godz 9:00 wylądowaliśmy w Jasionce k. Rzeszowa żegnając się serdecznie z pielgrzymami, z którymi zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Dziękuję organizatorom Biura Podróży Matteo Travel z Rzeszowa  za perfekcyjną organizację pielgrzymki. Ks. Januszowi za duchową opiekę, a wszystkim pielgrzymom za miłą, rodzinną atmosferę. I tak szczęśliwie 2.03.2019r powróciliśmy z pielgrzymki życia.
Za nieścisłości w tekście z góry przepraszam, bo było tego tak wiele, że trudno było wszystko uchwycić w pamięci.
Dzięki pomysłowości i zapobiegliwości Pani Czesi z Sandomierza mogliśmy się znów spotkać w kościele Św. Ducha w Sandomierzu na Mszy Św. 21.11.2019r. Przyjechali uczestnicy pielgrzymek organizowanych przez biuro Podróży jak również duchowni opiekunowie ks. Janusz i ks. Jan. Po Mszy Św. wieczorem udaliśmy się na kolację tym razem to miłe spotkanie było „U Anny” w Tarnobrzegu – Wielowsi.

 

Uczestniczka pielgrzymki do Ziemi Świętej.

 


 

Jezioro Galilejskie, Tabgha, Kafarnaum, powrót

Góra Karmel, Kana Galilejska, Nazaret

autor - s. Józefa Talarczyk

Ogród Boży

Czwartek 28.02.2019 r. Po śniadaniu opuszczamy hotel Star i Betlejem – gdzie w tym czasie dojrzewają  już pomarańcze – z sentymentem spoglądaliśmy na Jerozolimę i udaliśmy się w kierunku Galilei. Był to dzień wietrzny i deszczowy. Po prawej stronie widzieliśmy Emaus a po lewej - Ain Karem. Przejeżdźaliśmy  przez  Te l Awiw, Hajfę, do Cezarei Nadmorskiej. Można było podejść na chwilę nad Morze Śródziemne choć pogoda nie była sprzyjająca bo bardzo wiało i padało. Ja się jednak zdecydowałam i nazbierałam muszelek, które rozdałam tym, którzy pozostali w autokarze. Następnie udaliśmy się na Górę Karmel. W kościele w głównym ołtarzu króluje Matka Borza Szkaplerzna. Obok była grota proroka Eliasza. Następnie pojechaliśmy do ogrodów Bahajskich pięknie utrzymanych, skąd rozciągał się widok na Hajfę i Morze Śródziemne. Dalej pojechaliśmy do Kany Galilejskiej gdzie o godz. 14:00 mieliśmy Mszę Świętą. W czasie Mszy Świętej małżonkowie odnawiali swoje przyrzeczenia małżeńskie ( w naszej rupie było 6 takich par).
Pojechaliśmy też pod górę Tabor skąd busami podwożono nas na samą górę. Na mnie zrobiło to ogromne wrażenie, nie zdawałam sobie sprawy dotąd, że jest to tak wysoko. Na szczycie góry znajduje się Bazylika Przemienienia Pańskiego. Z Góry Tabor udaliśmy się do Nazaretu, gdzie zatrzymaliśmy się w hotelu Rimonim na obiadokolacji.

Góra Karmel, Kana Galilejska, Nazaret

Jerozolima, Droga Krzyżowa

autor - s. Józefa Talarczyk

Święte miasto trzech religii

Środa 27.02.2019 r. Pojechaliśmy do Jerozolimy, która powitała nas deszczem. O godzinie 9:00 uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w Kaplicy Krzyżowców. Po Mszy Świętej poszliśmy pod Ścianę Płaczu, by zostawić tu swoje prośby. Następnie udaliśmy się pod Synagogę i Menorę. Odwiedziliśmy kościół św. Anny. W południe udaliśmy się na Drogę Krzyżową. Idąc tą drogą mijaliśmy sklepikarzy i różnych przechodniów zaaferowanych swoimi sprawami, a my staraliśmy się uczestniczyć w drodze Chrystusa idąc Jego śladami. Po południu pojechaliśmy do Domu Pokoju w Betlejem na spotkanie z siostrami Elżbietankami, które prowadzą sierociniec. Tam ofiarowaliśmy potrzebną im pomoc. Po powrocie do hotelu uświadomiliśmy sobie, że jest to nasz przedostatni wspólny posiłek. Dla mnie było to miłe spotkanie z ludźmi spotkanymi na pielgrzymim szlaku, by dzielić się wrażeniami z dnia i zapytać jak się czują. Spotkaliśmy także inne grupy tego samego lotu. Była to też nasza ostatnia noc w Hotelu w Betlejem. W tym hotelu czuliśmy się tak jak w domu poprzez życzliwość obsługi i chęć niesienia pomocy pielgrzymom.

Jerozolima, Droga Krzyżowa

Pustynia Judzka, Morze Martwe, Qumran

autor - s. Józefa Talarczyk

Śladami cudów

Wtorek 26.02.2019 r. Kolejny dzień  był okazją do zwiedzania Pustyni Judzkiej. Pustynia ta była świadkiem wielu wydarzeń. To tu Dawid uciekał przed Saulem, tu też Jan Chrzciciel udzielał chrztu nad rzeką  Jordan. Ks. Przewodnik polał nasze głowy wodą z Jordanu. Jadąc w głąb pustyni byliśmy pod wrażeniem jej ogromu i pustki. Pan Jezus Przebywał na pustyni przez 40 dni. (Mt 4, 1-11).  Jadąc na Górę Kuszenia zatrzymaliśmy się przy grobie Łazarza w Betanii. Chętni wchodzili na Górę Kuszenia, a pozostali zatrzymali się w Zajeździe u Arabki. Gdy jechaliśmy przez najstarsze miasto świata Jerycho – pomyślałam wtedy o Panu Jezusie, który w czasie swojego ziemskiego życia czynił cuda np. przywrócenie wzroku niewidomemu. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć drzewo Sykomory. O godzinie 12:00 mieliśmy Mszę Świętą, po której udaliśmy się w kierunku Morza Martwego. Po drodze zatrzymaliśmy przy sklepie z minerałami, gdzie zrobiliśmy zakupy.  Następnie podjechaliśmy nad Morze Martwe. Towarzyszyła nam piękna słoneczna pogoda, ludzie rozkoszowali się nacierając się błotem i mocząc stopy w soli morskiej. Morze Martwe związane jest z grzesznymi miastami Sodomą i Gomorą i historią Lota. (Rdz 19,23). Z oddali widać było Góry Moabu. Wracając podjechaliśmy do Qumran. W grotach w Qumran gliniane naczynia przechowały „przez długi czas” powierzone sobie zwoje, aż do wiosny 1946r. Zwoje te należały do Esseńczyków, którzy na znak protestu i zerwania z ugodową polityką Hasmonejczyków i korupcją klasy kapłańskiej uważali się za wybraną cząstkę Izraela, za stróżów przymierza, „Za Synów Światłości”. Oni to na pustynnym odosobnieniu oczekiwali czasów ostatecznych. Na jej czele stał „Mistrz Sprawiedliwości”. Po powrocie z Qumran wróciliśmy do hotelu.

Pustynia Judzka, Morze Martwe, Qumran

Góra Oliwna, Batfage, Bazylika Narodzenia

autor - s. Józefa Talarczyk

Tam gdzie wszystko sie zaczeło

Poniedziałek  25.02.2019 r. Udaliśmy się na Górę Oliwną, którą od Jerozolimy oddziela Dolina Cedron. Na Górze Oliwnej znajduje się klasztor Sióstr Karmelitanek  - Pater Noster. W wirydarzu klasztoru znajdują się tablice z modlitwą Ojcze Nasz w 45 językach, w tym także w języku polskim. Tablice ufundowała Czwarta Brygada Strzelców Karpackich w 1943r., oraz kaplica Dominus Flevit – Pan Zapłakał.  Poniżej Dominus Flewit znajduje się cerkiew Św. Magdaleny zbudowana przez cara Aleksandra III w 1888 na cześć patronki jego matki, oraz Bazylika Konania zwana Kościołem Narodów i ogród Getsemani. Zwiedzając kościół uderza naga skała przed ołtarzem. To miejsce przypomina modlitwę i duchową agonię Pana Jezusa. Na ścianach bocznych naw znajdują się kolejne sceny z Getsemani. Mozaika centralna przedstawia modlitwę Jezusa, mozaika w nawie lewej zdradę Judasza, w nawie prawej przedstawia chwilę, gdy Jezus wypowiada:” Jam Jest”  świadom swego posłannictwa Jest ona ufundowana ze składek i ofiar żołnierzy i uchodźców polskich, którzy znajdowali się w Palestynie w latach II Wojny Światowej. W ogrodzie znajdują się liczne groty. Wśród nich Grota Getsemani, z która tradycja łączy miejsce, gdzie Pan Jezus pozostawił uczniów, gdy oddalił się od nich na rzut kamieniem (Mt 26, 47), aby się modlić. Tutaj też Pan Jezus nauczył swoich uczniów modlitwy Ojcze Nasz. W tym też miejscu rozpoczęła się Męka Pana Jezusa. Ja osobiście z wielkim przeżyciem dotykałam wszystkich tych miejsc, które od dziecka znałam z kart Ewangelii. W tym też miejscu nastąpiło spotkanie rabina Nikodema, który pod osłoną nocy przyszedł do Jezusa, by zapytać jak żyć. Następnie udaliśmy się do Batfage – Dom Fig, skąd Pan Jezus – na kilka dni przed swoją męką – posłał swoich uczniów, aby przyprowadzili do Niego oślę, na którym jeszcze nikt nie siedział. Na nim wjechał do miasta przy śpiewie Hosanna Synowi Dawidowemu (Mt 21, 1-11). Byliśmy również w kościele Grobu Matki Bożej.
Kolejnym miejscem było Pole Pasterzy, gdzie jest mały kościółek podobny do groty. Tu zrobiliśmy swoje pierwsze małe zakupy tj. pamiątki z Betlejem dla rodzin, przyjaciół, znajomych. Po powrocie do hotelu udaliśmy się pieszo do Bazyliki Narodzenia Pana Jezusa i Groty Mlecznej, gdzie o godz. 16:00 mieliśmy Mszę Świętą. W grocie pielgrzymi powierzali intencje niepłodnych małżeństw i kupowali mleko dla niepłodnej matki. Według tradycji to tu Matka Boża karmiła małego  Jezusa w drodze do Egiptu. Stąd udaliśmy się do Hotelu na obiadokolację. Dla chętnych była pielgrzymka  Jerozolima Nocą. Był to objazd autokarem, by zobaczyć wszystkie bramy miasta. Widzieliśmy Bramę Damasceńską, Złotą, Gnojną, Lwów, a za Doliną Cedron miasto Dawidowe.  Doszliśmy też pod Ścianę Płaczu i dalej do Menory, która jest pod nową Synagogą. Przejechaliśmy też przez dzielnicę zamieszkałą przez Żydów ultra-ortodoksyjnych. Ubiór tych Żydów pochodzi od rabina Baal Shem Tora reformatora ruchu Chasydzkiego z XVII/XVIII w. „Hassid” – to znaczy pobożny. W tej dzielnicy wygląda to tak, jakby zatrzymał się czas. Przewodnik zaznajomił nas z historią tych miejsc . Po powrocie do hotelu i krótkiej nocy kolejny dzień był okazją do zwiedzania Pustyni Judzkiej.

Góra Oliwna, Batfage, Bazylika Narodzenia